Mamo, Tato…

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Przyjęliśmy właśnie kolędę i opowiedzieliśmy naszemu duszpasterzowi nasze zdarzenie, zachęcił nas by o tym napisać. Pragniemy podzielić się świadectwem cudu (przynajmniej dla nas po ludzku jest to cud) i wyrazić wdzięczność za doznanie szczególnej łaski uzdrowienia syna Przemysława. Dnia 17 listopada 2017 r. dostaliśmy telefon z Niemiec, że nasz syn zachorował i jest w szpitalu. Wstępna diagnoza – podejrzenie sepsy… i mamy czekać na kolejny telefon… Przerażenie! Jak? Skąd? Gdzie? Płacz, strach, płacz i… Boże dopomóż, Matko Święta nie opuszczaj nas… Rozpacz, tysiące myśli, odchodziliśmy od zmysłów całą noc, byliśmy bezsilni… ale uklękłam i prawie do rana odmawiałam z płaczem różaniec. W końcu usnęłam wymęczona płaczem. Na drugi dzień (18 listopada) rano około godz 10-11-tej kolejny telefon – i tragedia u syna stwierdzono bakteryjne zapalenie opon mózgowych połączone z sepsą (chcę podkreślić że te dwie choroby razem występują bardzo rzadko). Lekarze stan określili jako krytyczny. Spojrzałam na męża ze łzami w oczach, padło jedno słowo: „Jedziemy”. Spakowałam się tak szybko jak nigdy. W wyjeździe pomogła nam Rodzina. Zawiózł nas bratanek, który następnego dnia wracał do Polski, a my zostaliśmy. Rodzina, której jesteśmy z mężem przeogromnie wdzięczni – i mojej siostrze u której nocowaliśmy. Pojechaliśmy. Na miejscu byliśmy o 1 w nocy. 19 listopada 2017 r. wpuszczono nas do szpitala. W końcu trafiliśmy na oddział intensywnej terapii, rozmowa z lekarzem. Poprosiłam by pozwolił nam zobaczyć syna. Nie wiedzieliśmy co zobaczymy – a widok był straszny… Syn pod respiratorem, w śpiączce, wybroczyny na całym ciele, szara ziemista twarz, wiszące kroplówki, leki, temperatura 40 stopni… I stan krytyczny bez rokowań. Stan zapalny nie spadł, doszło zapalenie płuc, niewydolność nerek. Zakażenie postępowało, lekarze rozkładali ręce – pytani o rokowania nic nie odpowiadali. Tyle, że jest młody i silny. Nasza rozpacz była nie do opisania. Mąż z jednej strony przy łóżku płacząc całował ręce syna. Ja z drugiej. Staliśmy bezsilni. Czuliśmy się wręcz bezużyteczni. Opiekowano się nim z wielką troską. Prosiliśmy wtedy Matkę Najświętszą, by dane nam jeszcze było usłyszeć z ust syna słowo „Mamo” , „Tato”. Obiecywaliśmy, że jeżeli syn wróci do zdrowia podarujemy Matuchnie tyle białych róż ile syn ma lat – 23 (a róże stoją już 7 tydzień) – a dziś 18 stycznia 2018! Wówczas przemknęła mi przez myśl Św.Rita i nasz Ojciec Święty Jan Paweł II. Zaczął się nasz „szturm do Niebios”. Różaniec i modlitwa do Św.Rity i Św. Jana Pawła… Nie było minuty w dniu czy nocy byśmy nie wołali, prosili, błagali o życie dla Przemka za wstawiennictwem Matki Najświętszej, Rity i Jana Pawła II. Rodzina, której tu dziękuję po raz wtóry zanosiła modły na licznych mszach świętych, koronkach, różańcu. I tak jeździliśmy dzień w dzień po 100 km do Przemka. 20 listopada podjęto decyzję o wybudzeniu ze śpiączki. Niestety, nie udała się – płuca niby podjęły pracę, lecz później zaczęły się problemy z oddychaniem i znów wprowadzono Przemka w stan śpiączki. Zabrałam ze sobą obrazek Jana Pawła i ocierałam nim skronie syna, płacząc i prosząc Boga by nam go nie zabierał, by go uzdrowił. W końcu 6 dnia stan zapalny zaczął spadać. Choć stan był nadal krytyczny, ale – jak już mówili lekarze – stabilny. Bóg dał nam nadzieję, a Święta Rita szturmowała jego Tron. 4 dni później – kolejna próba wybudzenia. Nie mogliśmy się w tym dniu dodzwonić do szpitala i nie wiedzieliśmy nic o stanie syna: czy wszystko poszło dobrze czy nie. Idąc nie wiedzieliśmy co zastaniemy, a zastaliśmy puste łóżko….. Jakby życie z nas uszło…. Gdy wyleciałam z sali na której powinien być syn, biegnąc do pielęgniarki, usłyszałam głos dobiegający z bocznej sali: „Mamo, Tato tu jestem”. Syn nas poznał. Był bardzo słaby i ledwo mówił. Zachrypnięty wyszeptał: „Co ja wam narobiłem?”… ale dla nas to już było nieważne, ważne, że żyje. Jakaż była nasza radość, łzy szczęścia, a w duchu: „…Wielbij duszo moja Pana, gdyż wielkie rzeczy nam uczynił…”. Po kilku dniach, został przeniesiony na neurologię i tam dochodził do zdrowia i nabierał powoli sił. Leżał jeszcze 2 tygodnie, badało go wielu lekarzy i większość twierdziła że po ludzku powinien nie żyć i że jest bardzo, bardzo dużym szczęściarzem, bo takiego zestawienia chorób prawie nikt nie przeżywa. Może to młody wiek 23 lata? Ostatecznie Przemek po 3 tygodniach ciężkiej choroby wrócił z nami 9 grudnia do Polski. Choroba nie zostawiła żadnych śladów poza jednym – schudł ponad 32 kg, co już nadrobił. Dziękujemy Bogu Wszechmogącemu, Matuchnie Najświętszej, Św. Ricie patronce od spraw trudnych i beznadziejnych za wyproszony Cud uzdrowienia dla Przemka, u swego niebieskiego Oblubieńca, Św. Janowi Pawłowi II . CUDA się zdarzają , dla BOGA NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH. DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERCA. Żadne słowa nie wyrażą naszej wdzięczności. Proszę Cię Św. Rito miej nas, moją Rodzinę zawsze w swej opiece, chroń moich synów, Męża, który jest wspaniałym człowiekiem i moim oparciem, a z którym jestem już 26 lat. Amen

Katarzyna

blog_pk_4727867_7215768_tr_92czerwona_linia_z_roza

 

Dodaj swoje podziękowanie lub świadectwo

Doświadczyłeś (doświadczyłaś) szczególnej łaski za Jej przyczyną? Podziel się tym z nami! Niech Twoje słowa umocnią tych, którzy teraz znajdują się w trudnej sytuacji. Napisz nam o Twoim doświadczeniu, choćby kilka zdań (kliknij obrazek, aby przejść do formularza)

Dodaj świadectwo


Doznałeś wstawiennictwa św. Rity? Pragniesz jej podziękować? Kliknij, by wpisać swoje podziękowanie lub świadectwo do księgi. Nie zatrzymuj łaski tylko dla siebie!

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *